Dlaczego PDF nie jest e-wydaniem?

Fot. Nigel Goldsmith, www.nigelgoldsmith.co.uk/ CC BY 2.0

Wydawałoby się, że pytanie, jakie stawiam w tytule, pochodzi nie z tej epoki e-czytelnictwa. Coraz mniej jest wydawców, którzy uważaliby PDF za pełnoprawną e-publikację (a jeszcze mniej jest takich czytelników), jednak w zakamarkach Internetu wciąż odnajduję nowe „ebooki” do pobrania, zazwyczaj bez oznaczenia formatu, które okazują się plikami PDF, na domiar złego zazwyczaj złożonymi w formacie A-4. Te „zakamarki” bywają nierzadko dużymi serwisami informacyjnymi bądź fachowymi, problem nie jest więc tak marginalny, jak chciałabym myśleć. Pozwolę więc sobie raz jeszcze postawić to pytanie: dlaczego PDF nie jest e-wydaniem?

W zdecydowanej większości przypadków PDF jest wierną kopią wydania drukowanego – różni się właściwie wyłącznie nośnikiem, na którym czytamy tekst. Identyczny podział stron, dokładnie ten sam rozkład treści, numeracja stron… okazjonalnie twórca pliku postara się o podlinkowanie spisu treści i łączy zewnętrznych czy usunięcie wakatów. To za mało, by nazwać PDF e-wydaniem; to wciąż jedynie kopia wydania papierowego, w najlepszym razie minimalnie dostosowana do odmiennego medium.

Co właściwie przeszkadza mi w tym formacie? PDF jest uniwersalny, otwiera go prawie wszystko, oprogramowanie jest często preinstalowane na urządzeniach, nie wymaga więc od czytelnika żadnej wiedzy. Jest formatem zamkniętym, nie da się więc zbyt wiele w nim zepsuć, jak już ten czy inny program otworzy plik. Ale to, co sprawia, że PDF wydaje się tak uniwersalny i bezpieczny, sprawia również, że bywa koszmarnie niewygodny w lekturze.

 

PDF świetnie się sprawdzał, gdy do e-czytania służył głównie komputer czy laptop. Duży ekran i obsługa klawiaturą i myszką sprawiały, że nawet format A-4 był wygodny dla czytelnika, wymagając jedynie przewijania w dół. Teraz jednak niewiele osób czyta na komputerze. E-czytelnictwo stało się bardziej mobilne (co wydaje się głównym motorem jego rozwoju), a dominujące urządzenia to tablety, smartfony i czytniki E Ink. Każde z tych urządzeń ma inny ekran (nie tylko pod względem wielkości i rozdzielczości, ale i rodzaju matrycy), lecz wszystkie są mniejsze od monitora komputerowego. Czytanie PDF-a na urządzeniach mobilnych to mordęga… trzeba bezustannie przewijać stronę w pionie i w poziomie, gdyż wyświetlona w całości jest całkowicie nieczytelna (strona A-4 na 6-calowym ekranie czytnika? na smartfonie?)

To najbardziej dokuczliwa, ale wciąż nie jedyna wada PDF-a. Format jest pomyślany w taki sposób, że także fonty nie są w nim zawierane w całości. Ułatwia to sprawę na etapie przygotowania plików (licencjonowanie fontów), ale zdecydowanie utrudnia korzystanie z wydania cyfrowego. Przy próbie przeszukiwania dokumentu PDF często okazuje się, że polskie znaki są odmiennie zakodowane, co uniemożliwia wyszukiwanie słów i fraz zawierających nasze rodzime „ogonki”. Zresztą nierzadko wystarczy, że w PDF-ie znajdą się znaki ukryte (np. znaki dzielenia), by przeszukiwanie dokumentu było niemożliwe. W skrajnych sytuacjach, gdy w składzie użyto starszego fontu, tablica znaków jest przesunięta i żaden znak widoczny w tekście nie pokrywa się z tym, który czytelnik wpisuje np. w okienku wyszukiwania. Wszystko to znacząco utrudnia korzystanie z pliku, co jest szczególnie dokuczliwe w publikacjach użytkowych, specjalistycznych, które najczęściej spośród publikacji książkowych dystrybuowane są wyłącznie w formacie PDF ze względu na wysoki stopień skomplikowania, a co za tym idzie – wyższą cenę opracowania wersji mobilnej.

W zestawieniu z formatami mobilnymi ujawniają się kolejne niedociągnięcia przestarzałego formatu, o których jeszcze kilka lat temu nie było potrzeby myśleć. Da się je zebrać w jednym określeniu – brak możliwości personalizacji. PDF ma wygląd z góry ustalony i jedyne, co czytelnik może zrobić, to przybliżyć lub oddalić całość, ewentualnie zmienić układ stron (widok pojedynczych stron lub rozkładówek). Formaty mobilne dają możliwość zmiany kroju pisma, wielkości liter, koloru tła, sposobu przeglądania treści (strona po stronie lub przewijanie) itd. Oczywiście wiele z tych opcji leży po stronie oprogramowania, jakie czytelnik wybierze, niemniej same formaty ePub i mobi dają takie możliwości, a są one w znacznym stopniu obsługiwane przez większość readerów. PDF takich opcji nie daje.

Ostatnimi czasy rosnącą popularnością cieszą się aplikacje prasowe, w których wydania również oparte są o PDF. Ta forma jest z pewnością wygodniejsza od tradycyjnych PDF-ów, gdyż w większości przypadków strony są dopasowane wielkością do ekranów urządzeń mobilnych. Nawigacja wewnątrz aplikacji również jest przyjaźniejsza niż w PDF-ie, w którym można co najwyżej wprowadzić system zakładek i linków wewnętrznych dostępnych wyłącznie z poziomu strony ze spisem treści. Niestety wciąż mamy do czynienia z formatem PDF, co oznacza brak jakichkolwiek możliwości personalizacji: czytelnik nie może zmienić kroju liter czy ich wielkości, nie może wybrać innego tła do czytania, a bywa, że nie może nawet zmienić orientacji ekranu (wszystko zależy oczywiście od sposobu, w jaki zaprojektowano aplikację). Aktualne pozostają również problemy z wyszukiwaniem. Aplikacje nie są również przystosowane do czytników E Ink, przez co tracą swoją uniwersalność.

Podsumowując, mimo prób reanimacji formatu (poprzez opieranie wydań wewnątrz aplikacji o tę przestarzałą specyfikację), trudno nazwać PDF e-wydaniem. Jako format jest on całkowicie nieprzystosowany do formuły e-czytelnictwa: jego układ nie jest responsywny (zmienny w zależności od rozmiaru i orientacji ekranu), treść jest sztywno złożona w widok z góry ustalony, a ograniczona funkcjonalność (wyszukiwanie, nawigacja) wyraźnie nie współgra z potrzebami współczesnych e-czytelników.


Zdjęcie Tablets and phones autorstwa Nigela Goldsmitha opublikowane na licencji CC BY-SA 2.0